Ale...założyłam nowego bloga Flame of love, na którego zapraszam :D
Nawet nie wiecie jak ciężko i trudno jest mi się pożegnać z tym blogiem. Chciałabym dalej pisać rozdziały ale...stwierdziłam,że czas na zakończenie. No nic...jeszcze raz dziękuje i do zobaczenia !! ;)
Enjoy !!!
5 miesiące później...
*~Harry~*
3 lipca. Ten dzień zapamiętam chyba na bardzo długi czas. Dzisiaj poznam rodzinę Louisa. Jedziemy na tydzień do jego rodzinnego miasta. Nie ukrywam, że jestem bardzo ale to bardzo przejęty. No bo...jeśli mnie nie polubią ? Jeśli coś pójdzie nie tak ? No to co wtedy. Przecież, ja tak bardzo kocham Louisa, że nie wyobrażam sobie życia bez niego. A jedno wiąże się z drugim. Jestem bardzo zestresowany.
Stoję przed szafą i nie mam pojęcia co na siebie włożyć. Gdy tylko coś wpadnie mi w oko po chwili zastanowienia decyduje się,że jednak tego nie założę.
- Stary...weź się zdecyduj ! Stoisz tu już od godziny !- krzyknął Zayn, który był w moim pokoju i siedział na łóżku. Nie ! Nie był na moim łóżku z takiego powodu. Ja i Zayn jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi, a poza tym to ja mam Louisa a Zayn...Malik ma Nialla. Tak, ta dwójka od pewnego czasu zaczęła się spotykać. No i cóż...wszystko jest jak na najlepszej drodze do szczęścia. Oni naprawdę są w sobie zakochani. Ahh....teraz wszyscy są szczęśliwi. Ja z Louisem, Zayn z Niallem, a Liam z Danielle. Nie sądziłem, że to wszystko tak się potoczy. Ale szczerze to cieszę się z takiego a nie innego przebiegu akcji. Jestem szczęśliwy z moim Louisem a on jest szczęśliwy ze mną. A to jest najważniejsze.
- Harry ! - krzyknął Niall, który też był w moim pokoju, tym samym wyrywając mnie z rozmyśleń. Popatrzyłem się w ich stronę a uśmiech wkradł mi się na twarz.
- No co ?! Nie mam się w co ubrać ! Nie ma czasami specyficznych wytycznych na takie rzeczy ? Nie powinno się mieć jakichś sztandarowych strojów na zaimponowanie rodzinie swojego chłopaka i przekonanie ich, że nie żyjesz na walizkach? - spytałem po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Ale to była prawda. W końcu, nie codziennie ma się okazje na poznanie rodziny swojego ukochanego.
- Stary to bez znaczenia, co ubierzesz. On i tak będzie patrzył na ciebie z prawdziwym pożądaniem w oczach - stwierdził pokrzepiająco Malik, lecz mi to nie poprawiło humoru.
- Nie martwię się tym, co Louis pomyśli. Jezu, myślę o jego mamie. Tacie. I jego siostrach. O Boże – jęknąłem - Oni mnie nie polubią !- pisnąłem jak mała dziewczynka z blondyn przewrócił oczami.
- Polubią Cię.
- Nigdy w życiu nie miałem do czynienia z dziećmi! – wykrzyknąłem, gestykulując dziko. -O czym niby można rozmawiać z małymi dziewczynkami? - spytałem, po czym na moment zapadła cisza. Po chwili jednak odezwał się Irlandczyk.
- O wróżkach czy coś?
- To bardzo pomocne, Niall, wielkie dzięki.
- Słuchaj - westchnął Zayn po czym wstał z łóżka. - Weź te rurki a do tego załóż ten sweterek - powiedział wskazując na wybrane rzeczy. Zmarszczyłem brwi, lecz po chwili dałem się do tego przekonać.
- Louis, zawsze mówi, że w tym sweterku wyglądasz strasznie uroczo i słodko - odezwał się Niall podchodząc do swojego chłopaka, po czym musnął jego usta. Pokręciłem głową z dezaprobatą i się uśmiechnąłem.
Po chwili byłem już gotowy. Wszyscy zeszliśmy na dół, a na schodach powitała nas babcia.
- Matko Boska, Harry....ty tam się wybierasz na trzy miesiące ?! - krzyknęła ze śmiechem a ja spojrzałem na moją walizkę. Hmmm...wcale nie była taka duża. Odpowiedziałem jej uśmiechem co ta odwzajemniła. Gdy byliśmy już w salonie chłopaki usiedli na kanapie a ja szukałem mojego telefonu.
- Kiedy Lou po ciebie przyjdzie ?- zapytał nagle Niall. Nie zdążyłem mu odpowiedzieć bo przeszkodziło mi pukanie do drzwi. Uśmiechnąłem się bo wiedziałem kto stoi za drzwiami. Gdy tylko je otworzyłem zobaczyłem moje szczęście. Od razu się na niego rzuciłem i wpiłem się w jego usta. Lou wziął mnie na ręce a ja oplotłem jego pas nogami. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się w stronę salonu. Po chwili Louis postawił mnie na ziemię i się ode mnie oderwał z głośnym plaskiem. Spojrzałem w jego piękne niebieskie oczy i w tym momencie coś ciepłego rozlało mi się w sercu. Przy nim czułem się taki...bezpieczny. Do szczęścia wystarczał mi tylko on. Nic więcej się nie liczyło. Tylko on...
- Gotowy - spytał po chwili a ja energicznie przytaknąłem. Na chwilę zapominając o tym co za chwile miało mnie czekać. Nagle uśmiech zniknął z mojej twarzy a zagościło na niej przygnębienie. - Hazz...coś nie tak ?
- Harry się boi, że twoi rodzice go nie polubią - powiedział za mnie blondyn a ja go szturchnąłem w ramie. On tylko się uśmiechnął i wstał z sofy po czym skierował się do kuchni razem z Zaynem. Moja babcia ich zawołała, aby pomogli jej w przygotowywaniu obiadu. Po chwili podniosłem wzrok i napotkałem lśniące oczy Louisa.
- Harry- zaczął cicho delikatnie muskając swoim kciukiem mój policzek.- Oni na pewno Cię polubią. Moi rodzice są bardzo wyrozumiali jeśli chodzi o takie sprawy. A poza tym to...kto by Cię nie polubił. Jesteś tak czarującą osobą,że chyba tylko zakonnica by Ci się nie oparła...i to nie wiem - powiedział Louis a ja się uśmiechnąłem. Widząc to Lou sam się uśmiechnął a ja wtuliłem się w jego tors.
- Jesteś pewien ? - zapytałem się przez chwilę patrząc się w jego oczy.
- Oczywiście,że tak kochanie - odpowiedział po czym pocałował mnie w czoło. Uśmiechnąłem się i powtórnie się w niego wtuliłem.
***
Podróż do Doncaster trwała trzy godziny i w połowie drogi zacząłem mieć coraz mniej cierpliwości i zacząłem się wiercić na fotelu pasażera. Louis chyba to zauważył bo zacznie bacznie mi się przyglądać. Strasznie mi się nudziło. Nigdy nie lubiłem długich podróży. Ogólnie byłem bardzo niecierpliwy.
Obydwoje zjedliśmy już dwa opakowania żelków Haribo, co nie wpłynęło dobrze na nasz poziom cukru we krwi. Obydwaj tryskaliśmy energią. Po chwili z radia zaczął lecieć kawałek Olly Murs'a Troublemaker, a my od razu pogłośniliśmy radio o ile to było możliwe i zaczęliśmy śpiewać kolejne słowa piosenki.
Oh oh oh...I know you’re no good but you’re stuck in my brain, And I wanna know...
Gdy nadszedł czas na refren już nie śpiewaliśmy tylko darliśmy się na całe gardło. Z pewnością przechodnie nas słyszeli bo szyby były uchylone, ale szczerze to miałem to daleko w poważaniu.
Gdy piosenka się skończyła poczułem się strasznie głodny. Od razu powiedziałem o tym Louisowi, który powiedział,że ma kilka batoników w schowku, właśnie na takie okazje. Szybko sięgnąłem do schowka. Otworzyłem go a moje oczy ujrzały dwa przepyszne batoniki. Oblizałem usta, po czym od razu je chwyciłem natychmiast je otwierając. Zapytałem się Louisa czy chcę, lecz on zaprzeczył.
Gdy batonik był zjedzony znowu poczułem napływ energii. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Na szczęście Lou wiedział. Gdy tylko zaczęła lecieć piosenka Wings zespołu Little Mix od razu zaczęliśmy ją śpiewać.
Mamma told me not to waste my life. She said spread your wings. My little butterfly.
Don't let what they say. Keep you up at night. And they can't detain you .Cos wings are made to fly...
Piosenka była cudowna. Bardzo ją lubię. A osobiście najbardziej podoba mi się Jade. I nie chodzi tylko o to,że jest ładną dziewczyną- bo jest - ale o to,że ma naprawdę ładny głos i styl ubierania się. Po prostu jest fajna.
Po prawie trzech godzinach jazdy dojechaliśmy na miejsce. Serce zaczęło mi nie miłosiernie bić gdy zobaczyłem dom Louisa. Trzeba przyznać,że był dość duży...ale nie o to chodzi. Cała energia nagle prysła jak bańka mydlana a zastąpił ją przerażenie. Lou ciągle mnie uspokajał lecz to chyba nie pomagało. Gdy Lou tylko zaparkował auto z domu wybiegły dwie bardzo podobne do siebie dziewczynki. Jak przypuszczałem były one bliźniaczkami. Od razu rzuciły się na Louisa i wyściskały. Gdy się temu przyglądałem na moją twarz wkroczył szeroki uśmiech. Lou naprawdę lubił swoje siostry i kochał się nimi zajmować. Po chwili w drzwiach stanęły dwie inne dziewczynki. Znacznie starsze. One też podbiegły do Louisa i się z nim przywitały. Ja stałem z boku i się temu wszystkiemu przyglądałem. Po chwili Lou podszedł do mnie i powiedział do ucha "przepraszam" i pocałował mnie w policzek. Oczywiście się na niego nie gniewałem. Rozumiem,że musiał przywitać się z siostrami. Niestety Lou był bardzo opiekuńczy jeśli chodzi o mnie. Ale to w nim lubiłem.
- Dziewczynki przedstawiam wam....
- Louis - nie dokończył zdania bo jakiś kobiecy głos mu przerwał. Spoglądnąłem a tamtą stronę i zobaczyłem mamę Louisa. Kobieta była naprawdę piękna. Za nią stał jak przypuszczałem tata...a raczej ojczym Louisa. Lecz Lou bardzo lubił swojego ojczyma i nigdy tak do niego nie mówił. On zawsze był dla niego jego tatą. Nie zależnie od niczego. Po chwili do nas podeszli rodzice Louisa i go wyściskali.
- Lou, a kim jest ten uroczy chłopiec ? -zapytała jego mama, wskazując na mnie dłonią. Lou się tylko do mnie uśmiechnął a mi od razu ciśnienie podskoczyło.
- Mamo, tato....dziewczynki....to Harry..mój...mój chłopak - powiedział pewnie Louis chwytając mnie za rękę, po czym ją lekko ścisnął, chcąc dodać mi odwagi.
- Dzień dobry - przywitałem się nieśmiało a oni tylko się uśmiechnęli.
- Wiedziałam ! - krzyknęła jego mama szturchając przy tym swojego męża. - Louis od dobrych 2 lat nie był taki szczęśliwy. Musisz być bardzo wyjątkowy - powiedziała po czym mnie przytuliła.- Miło mi Cię poznać Harry - szepnęła mi do ucha po czym ucałowała mnie w policzek. Uśmiechnąłem się i zarumieniłem.
- Miło mi panią poznać, pani Tomlinson, a pana również - przywitałem się grzecznie a oni się uśmiechnęli.
- Jaka pani...mów mi Jay a to Mark - powiedziała po czym ścisnęła moją dłoń i pociągnęła w stronę domu. Popatrzyłem się zdezorientowany w stronę Louisa a ten tylko się słodko uśmiechnął, po czym dołączył do nas. Gdy przekroczyłem próg domu od razu się uśmiechnąłem. Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Dziewczynki poszły do salonu razem z mamą i tatą Louisa. Ja poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę kuchni. Louis usiadł na krześle i poklepał miejsce na swoich kolanach. Ja tylko przewróciłem oczami i się uśmiechnąłem. Lou zmarszczył brwi i był nadąsany. Ten widok mnie totalnie rozczulił. Szybko usiadłem na kolanach Louisa a on obiją mnie w pasie, po czym oparł swoją głowę na moim ramieniu. Byłem trochę skrepowany bo po chwili do kuchni weszli rodzice chłopaka. Uśmiechnęli się na nasz widok.
- A więc Harry, jak poznałeś Louisa ? - zapytała mama..um...zapytała Jay a Lou przewrócił oczami.
- Mamo ! Będziesz teraz męczyć loczka ?! - krzyknął oburzony Louis a ja się uśmiechnąłem.
- No co ! No to przynajmniej mi powiedzcie ile jesteście razem ? - spytała się a ja popatrzyłem się na Louisa. On tylko puścił mi oczko i się lekko uśmiechnął.
- No...um...to będzie jakieś...dwa...trz...
- No tylko mi nie mów, że nie wiesz kiedy staliście się parą !
- Wiemy, wiemy...tylko, to jest trochę skomplikowane.
- Raczej było - poprawiłem go a on dał mi całusa w policzek.
- Jesteśmy razem od 6 miesięcy - powiedział dumnie Lou uśmiechając się do swoich rodziców.
- Matko Boska ! Są razem pół roku a my się dopiero teraz dowiadujemy !- krzyknęła Jay.
- Dobrze, że w ogóle nam powiedzieli - dopowiedział Mark uśmiechając się przy tym do swojej żony.
- Lou chodź się z nami pobawić !- krzyknęła Phoebe, która wbiegła do kuchni.
- Jezu...nie dadzą mi się tobą nacieszyć - szepnął Lou, po czym wstał z krzesła a ja usiadłem na jego miejscu, uśmiechając się przy tym. Gdy Lou opuścił kuchnię zostałem tam sam z jego rodzicami. Przysiedli się do mnie i zaczęli się mnie wypytywać o różne takie. Nie mówię,że to było nie miłe. Ale niektóre pytanie były nieco niezręczne. No na przykład jak to ; Czy już się kochaliście ? No...to było dość dziwne, ale co miałem odpowiedzieć. Że nie. Żyjemy w celibacie. Skłamałbym, a poza tym z Louisem się po prostu nie da. On jest taki napalony i niewyżyty, że mógłby cały czas. Po prostu..ohh...no ja nie wiem. Ten chłopak tryska energią i optymizmem. Jestem największym szczęściarzem na świecie....w końcu mam boga seksu w domu, który jest zawsze chętny. Ekhem....tak, wspominałem już, że Louis ma przepiękne oczy.
Po godzinnym przesłuchaniu przerzedliśmy do salonu. Usiadłem na kanapie i zacząłem się przyglądać się Lou bawi się ze swoimi siostrami. Niestety ja też nie miałem chwili dla siebie bo jego siostry porwały mnie. Zaciągnęły do swojego pokoju i kazały się z nimi bawić. Na początku nie wiedziałem w co i jak ale potem wszystko się jakoś potoczyło i było całkiem fajnie.
***
Po czterech godzinach zabawy byłem padnięty. Dziewczynki chyba też ale starały się tego nie pokazywać. Wszyscy siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakiś film. Szczerze film mnie za bardzo nie obchodził. Bardziej obchodziła mnie osoba siedząca obok mnie. To znaczy nie tak obok, bo pomiędzy nami siedziały Phoebe i Daisy. Położyłem rękę na oparciu kanapy i zacząłem delikatnie masować ramię Louisa. Po chwili popatrzył się na mnie, a ja się do niego uśmiechnąłem. Wysłałem mu w powietrzu buziaka a on oblizał wargi. Parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. On naprawdę jest bardzo niewyżyty.
- Chyba czas spać - szepnął Lou po czym delikatnie wziął na swoje ręce przysypiającą Daisy. Chciałem wziąć drugą z sióstr ale Jay mnie ubiegła. Posłała mi uśmiech i po chwili obydwoje zniknęli mi z pola widzenia. Lottie jak najstarsza wzięła za rękę Fizzy i ruszyła z nią w kierunku schodów.
- Czekaj - usłyszałem jej głos po czym poczułem jak ktoś bardzo mocno mnie przytula. Odwzajemniłem uścisk. - Dobranoc Harry - wyszeptała Fizzy i posłała mi uśmiech, który odwzajemniłem.
- Dobranoc - odpowiedziałem po czym ją wypuściłem z uścisku.
Siedziałem na kanapie przez dobre 10 minut. Zacząłem robić się senny. Po chwili usłyszałem jak ktoś schodzi z góry. Odwróciłem się i zobaczyłem Louisa. Uśmiechnąłem się a on od razu usiadł obok mnie i okrył nas ciepłym kocem.
- Mam nadzieję, że mama nie torturowała cię zbytnio - szepnął po chwili a ja pokręciłem przecząco głową. Wtuliłem się w Louisa, oplatając go ręką w pasie, a głowę zanurzyłem w jego szyi.
- Mam coś dla ciebie - wyszeptał tak cicho jakby bał się, że ktoś to usłyszy.
- A co ?- spytałem się zaciekawiony. Po chwili Lou z nie wiadomo skąd wyjął mały prezent owinięty w czerwony papier. Uśmiechnąłem się a Lou mi go podał.
- Wiesz...pomyślałem sobie, że to wydaje się pasować do ciebie najbardziej niż
cokolwiek innego i nie ma problemu, jeśli ci się nie spodoba, serio.
Zatrzymałem paragon, więc jeśli ci się nie spodoba, możemy to zwrócić i
wziąć coś innego- powiedział Lou a ja przewróciłem oczami.
- Louis może najpierw to zobaczę a potem będziemy mówić o zwrocie czegokolwiek. - powiedziałem a on się zarumienił. Szybko otworzył prezent po czym zobaczyłem małe czarne pudełeczko. Uśmiech od razu wkradł mi się na twarz. Powoli je otworzyłem i zobaczyłem przepiękny naszyjnik, z jakby dziurką do kluczyka.
- Louis.
- Nie podoba Ci się ? Wiedziałem...ale serio nie ma problemu...- przerwałem mu czułym pocałunkiem w usta.
- Ty zawsze się odzywasz w najmniej dobrym momencie. - powiedziałem po czym jeszcze raz musnąłem jego usta.
- Czyli, że Ci się podoba ?
- Jest prześliczny - odpowiedziałem patrząc się na naszyjnik. - Ale...dlaczego serduszku z taką dziurką ? - zapytałem ponieważ nie bardzo wiedziałem po co ona tam jest.
- Ty masz serduszko a ja mam kłódkę - wyjaśnił, wyjmując swój naszyjnik. Oczy zapełnimy mi się łzami. Jeszcze nikt nigdy nie kupił mi czegoś tak cudownego. - Klucz do twojego serca, Harry - szepnął z czułością a ja się na niego popatrzyłem. Myślałem, że się rozpłacze. To wszystko co robił dla mnie Louis. To było...coś cudownego. - Patrz - szepnął po chwili. Wyciągnął mój naszyjnik po czym wziął swój. Nakierował kłódką na dziurkę w serduszku, po czym ją włożył. Przekręcił w prawą stronę po czym otworzył serce. Dłużej nie mogłem wytrzymać. W wewnątrz serduszka znajdował się napis "Miłość jest wieczna" Uroniłem łzę. Oczywiście łzę szczęścia. Lou starł ją kciukiem i popatrzył się na mnie z...miłością.
- Kocham Cię - szepnąłem po czym wtuliłem się w jego ciało.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział, tuląc mnie do siebie jeszcze mocniej- Bardzo mocno. Po chwili oderwaliśmy się od siebie a Louis założył mi naszyjnik na szyję. Na zrobiłem to samo z jego. Teraz Lou należy tylko do mnie a ja do Louisa. Nikt mi go nie odbierze. Już ja się o to postaram. Teraz już wszystko będzie tak jak powinno być. Teraz już zawsze będziemy razem. Zawsze na zawsze.
Bardzo fajny rozdział, bardzo się ucieszyłam gdy go zobaczyłam, bo sie już troche niecierpliwiłam hehe Szkoda że to już koniec. Opowiadanie naprawde ci sie udało :) Flame of love też mam zamiar czytać i już się zastanawiam o czym :) Pewnie także o Larrym hehe Uwielbiam ich .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Twoja wierna czytelniczka :)
Szkoda,że to już koniec,ale może czasami tak jest lepiej.Bardzo dobry rozdział:) Twój blog jest świetny i mam zamiar czytać także ten nowy;) Pozdrawiam i zapraszam Cię do siebie: fantasy-one-direction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWchodzę sobie jak gdyby nigdy nic na Twojego bloga,patrze o rozdział,jak zajebiście. Patrzę sobie dalej ... kurwa mać epilog! Myślałam ,że się popłaczę.Jak możesz!? Ten blog jest za cudowny,nie możesz go skończyć,czemu mi to robisz :((((
OdpowiedzUsuńTo jest takie słodkie i wgl i ja ich kocham tak wgl i w Twoim wykonaniu :)))
A na Ciebie strzelam focha ,bo tak szybko skończyłaś to cudowne opowiadanie. Mam zamiar czytać Twoje nowe opowiadanie,zapewne równie szybko mnie wciągnie i pewnie nie będę się mogła się od niego oderwać. Wiesz,że Cię kocham ,no nie? Dziękuję Ci za to opowiadanie,bo jest cudowne,niesamowite i zajebiste pod każdym względem <33333
Zapraszam do siebie i dziękuję Ci za komentarz :33
http://yearningly-believe-love.blogspot.com/
wspaniały blog, szkoda że to już koniec no trudno mam nadzieję że nowy blog będzie równie fajny jak ten ;**
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ten blog!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już koniec. Będzie mi brakowało tego opowiadania.
Zajrzę tu pewnie jeszcze nie raz.
Zdecydowanie za szybko to skończyłaś ^^
Mam nadzieję, że powrócisz do pisania <33
Kocham Cię ♥